28 lipca 2019

Gliniany eksperyment

Kto by przypuszczał, że szydełkowe serwetki mogą być półproduktem wykorzystywanym do tworzenia pięknych, ceramicznych naczyń? Kiedy byłam w górach zauważyłam piękną glinę. Kiedy wszyscy zachwycali się widokami, ja brudziłam sobie ręce. Wtedy wpadłam na genialny pomysł, który z szydełkowaniem nie ma nic wspólnego!
Od tego zaczęła się moja przygoda z gliną. Może lepiej to nazwać eksperymentem?

Garncarstwo

Na ziemiach polskich naczynia gliniane pojawiły się około 5400 lat p.n.e. Przybyły wówczas na te tereny ludy rolnicze posiadające umiejętność wytwarzania zarówno naczyń o cienkich, bogato zdobionych ściankach, jak i trwalszych, grubościennych, przeznaczonych do gotowania strawy. Głównym surowcem była glina. Naczynia lepiono ręcznie z taśm i wałków glinianych. Po wysuszeniu wypalano je w ognisku.
(Źródło cytatu: Wikipedia)
Jaki twór takie zdjęcie :D 
Kiedy bawiłam się tą gliną pomyślałam:
Może bym spróbowała zrobić sobie górską pamiątkę?
I zabrałam się do pracy! Pierwszym pomysłem był pojemniczek na bieszczadzką szyszkę. wzięłam glinę do rąk, znalazłam fajną szyszunię i ulepiłam dla niej doniczkę. Skrupulatnie jej pilnowałam i przetrwała naszą wycieczkę. Problem pojawił się po powrocie do domku...
Tak wyglądał mój szyszkowy wazonik...
...zanim go wypaliłam!

Wypalenie

Glina szybko wyschła i stała się bardzo krucha. Musiałam ją wypalić!
Jak, gdzie? Chciałabym, aby wróciła ze mną do domu!
Ogarnął mnie smutek. Wiedziałam, że bez tego nie ma szans na przetrwanie. Wtedy nadeszła odpowiedź.
Wypalimy ją w grillu!
Najpierw kolacja, a potem mój twór wylądował między węglami.
Gorący węgiel poradził sobie z szyszką błyskawicznie...
Leżał tam aż do rana, cały czas się wypalając. ZONK! Szyszka się spaliła!
...na szczęście pozostał chociaż fragment mojej ciężkiej pracy.
To przecież było oczywiste! Że też wcześniej o tym nie pomyślałam!
Na szczęście pozostał twardy kubełek. Umyłam go w pobliskim strumyku i zabrałam do domu.
Po całkowitym wypaleniu szyszki i wygaszeniu grilla, kiedy już mogłam wyciągnąć moją pracę, nadszedł czas na mycie. Musiałam przecież pozbyć się śladów grillowego popiołu.
Tak naprawdę nie jest mi do niczego potrzebny, jest za mały, żeby coś do niego schować. Zupełnie nie nadaje się też jako ozdoba. Nie wygląda estetycznie, ale ma w sobie coś, czego żaden inne przedmiot mi nie da. W nim zamknięte są wszystkie moje górskie wspomnienia. Stoi na półce w widocznym miejscu. I mimo, że wiele osób może pomyśleć, że szpeci i po co trzymać taki twór, to dla mnie jest czymś więcej niż tylko paskudztwem.
Może jest to początek czegoś nowego? 
Ale tego dowiem się za jakiś czas :) Gdybym mogła cofnąć czas i jeszcze raz przeżyć tę przygodę, to po namyśle, zrobiłabym coś bardziej użytecznego na przykład podstawkę pod kubek!
Tak się prezentuje ulepiony, wypalony, umyty i wysuszony gliniany wazonik.



6 komentarzy

  1. Garncarstwo to jedno z moich marzeń :) Bardzo bym chciała umieć tworzyć piękne naczynia z gliny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje mi nic innego, jak mocno trzymać kciuki za spełnienie Twojego marzenia! :)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy eksperyment. Nigdy nie wpadła bym na taki pomysł. Czekam na kolejny twój post :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bardzo chciałabym posiąść tą umiejętność :). Podczas urlopu miałam okazję oglądać pokaz tworzenia różnych naczyń z gliny. Wyglądało to na takie proste, ale wiem doskonale, że wymaga to wielkiej wprawy ;). Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej nie mam zapędów do zabawy z gliną, aczkolwiek zabawy miałam mnóstwo tworząc "to coś" :P

      Usuń

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że Ci się podoba ;) Daj znać w komentarzu :) Anonimie, proszę o imię!