Miałam wymarzony pomysł...
Miałam idealną włóczkę...
Miało być pięknie...
Miałam idealną włóczkę...
Miało być pięknie...
No cóż, nie wyszło...
Wymarzony komino-kaptur okazał się porażką
Nadeszła zima.
Przyszły mrozy.
Wyciągnęłam z torby przepiękną włóczkę i zaczęłam dziergać...
W końcu spełnię swoje marzenie!
Krążyło mi nieustannie w głowie, podczas gdy moja praca nabierała fajnego wyglądu i kształtu.
Mierzyłam
I robiłam
Mierzyłam
I robiłam
Aż skończyłam.
Mój prototyp, który wymaga dopracowania. |
I wtedy okazało się, że moje marzenie w tym momencie się nie spełniło...
Moje nakrycie wygląda ładnie i nawet mi się podoba, ale...
No właśnie to wstrętne ALE!
Okazało się, że mój szydełkowy komino-kaptur daleko odbiega od ideału.
- Na pewno robiłam go zbyt ściśle, co poskutkowało tym, że jest mocno "zbity" i ciężki.
Z tą wagą, to dopiero jest paradoks - nawet gdybym robiła luźniej zużyłabym tą samą ilość włóczki, ale luźniejsze robótki wydają mi się lżejsze (mimo, że waga włóczki się nie zmienia) - też tak macie?
- Gdyby był luźniejszy, to sam komin wyszedłby bardziej puchaty i osiągnęłabym pożądany efekt komino-kaptura - zamiast tego wyszedł mi prawie kask.
Wygląda jak kask, ale kaskiem oczywiście nie jest. |
Dlaczego Wam o tym mówię?
Bo chciałabym, abyście wiedzieli, że mi też czasem coś nie wychodzi.
Że popełniam błędy, ale się na nich uczę.
Dlatego moja praca tylko na chwilę wylądowała w szufladzie. Nie zniechęcam się tak łatwo i na pewno nie zrezygnuję z marzenia. Przerobię go jeszcze raz!
0 komentarzy
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że Ci się podoba ;) Daj znać w komentarzu :) Anonimie, proszę o imię!